niedziela, 12 kwietnia 2015

W ułamku sekundy

   W po- świąteczny "zwykły" czas wkraczałam pomału, bez szaleństwa i niby cieszyłam się z tego, że jest okazja do odpoczynku, ale kiedy wolne minęło jak zwykle dopadł mnie podły nastrój. Smutno mi było, bo Krzyś znów płacze w żłobie, smutno, bo na dworze piękne słońce, a ja w pracy popołudnie całe, smutno, bo weekend niestety też oddzielnie. I tak bym mogła zliczać w nieskończoność te kłody pod nogami i powody do wstępnej depresji.

Owszem są momenty, że i uśmiech zagości, ale zazwyczaj jest to chwila i już cienia po nim nie ma nawet.
W głowie non-stop jedna myśl, snucie przeróżnych scenariuszy, no i powolny brak wiary w to, że się uda to co przecież MUSIAŁO się udać...
I tak siedzę w tej pracy, myślę setny już raz o tym co robi mój synek, a w ułamku sekundy zmienia się moje podejście o 100%. Dziękuję Bogu, że mam to co mam, bo przecież to tak wiele! Karcę się w myślach za moje narzekanie.

A to wszystko po króciutkiej rozmowie z przemiłą starszą panią. Na pozór nie różniącą się niczym od innych miłych, starszych pań. A jednak! ta kobieta miała ogromną siłę, która kryła się wbrew pozorom w tym czego, o ironio! nie miała.
Ta kobieta nie miała dłoni, obydwóch. Jej ręce kończyły się na nadgarstkach. Była elegancko ubrana, starannie uczesana, z bardzo ładną torebką. Przyszła po prostu na zakupy, bez trudu powiesiła sobie na ramię zakupowy koszyk i poszła "w market". Rozmawiając ze mną uśmiechała się, nie było w niej ani krzty smutku, nie pokazywała trudu z jakim zmaga się przecież codziennie. I nie wiem od kiedy musi sobie tak radzić, ale to chyba nieistotne. Kiedy odeszła, zrobiło mi się autentycznie, potwornie głupio. Dlaczego potrzeba nam tak ekstremalnych obrazków, aby- mówiąc banalnie- docenić naszą codzienność?

Ja nie muszę prosić o pomoc przy każdej, prozaicznej sprawie, nie zmagam się z niepełnosprawnością, mam zdrowe dziecko, rodzinę i swój kąt- co prawda w pakiecie z kredytem, ale mam przynajmniej pracę dzięki której ten kredyt mogę spłacać...
Wczorajsze popołudniu również spędziłam w pracy, ale nie narzekałam.

Te wszystkie banalne na pozór przemyślenia zmuszają mnie jednak do zatrzymania się na chwilę. Wyciszenia złych myśli oraz do przystopowania bloga. No tak, jak już pewnie zauważyliście od jakiegoś czasu co raz mniej mnie tutaj jest, ale jeśli w głowie jest nieporządek to na blogu tym bardziej. Nie chcę tu być z poczucia obowiązku, ale z potrzeby serca, więc założyłam sobie, że znikam na trochę i wrócę wtedy, kiedy będzie bardziej sprzyjający okres. Mam nadzieję, że najwytrwalsi poczekają na nasz powrót :).

Ta przerwa będzie również dobra dla Was, bo wierzę, że po powrocie treści będą o wiele bardziej wartościowe. Do zobaczenia!



Pozdrawiam,
Natalia :)

4 komentarze:

  1. Z jednej strony spotykając się z kimś, kto ma gorzej, faktycznie wstyd narzekać, z drugiej każdy ma swoje problemy. Rozumiem świetnie co czujesz. Ostatnio strasznie dobija mnie moja praca. Wiem, że przez nią tracę bardzo wiele chwil, które już nie wrócą. W dodatku zmienił się mój zakres obowiązków. Wracam do domu i po nocach pracuję dalej. Każdego dnia wieczorem żałuję kolejnych straconych chwil. I nie wiem, jak długo tak jeszcze pociągnę.
    Ciężko znaleźć czas na bloga, prawda? Codziennie wracając z pracy obiecuję sobie, że dziś napiszę, a później wieczorem marzę już tylko o łóżku. Mam nadzieję, że będzie Cię tu trochę, nawet jeśli mniej niż zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ja na bloga nie mogłam znaleźć już w ogóle czasu, stąd moja decyzja o jego "zawieszeniu" :). A Tobie życzę dużo czasu i wytrwałości :)

      Usuń
  2. To prawda, dopiero w takich sytuacjach zdajemy sobie sprawę z tego jak wiele otrzymaliśmy od losu. I głupio się robi, żeśmy tacy niewdzięczni! dużo inspiracji do pisania życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego codziennie rano od tamtego pamiętnego spotkania staram się w chwilach zwątpienia szybko "stawiać się do pionu" :) Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz, każdy niezmiernie mnie cieszy :).