środa, 9 grudnia 2015

Zima.

   Zima to taka pora roku, która co sezon wzbudza we mnie skrajne emocje. Boże Narodzenie to coś za co chyba wszyscy kochamy zimę lecz jest druga strona medalu, która prezentuje co raz to krótsze dni, ponure poranki, niskie temperatury i ogólną niemoc. Mi przypadło w tym roku spędzać zimę z dosyć już pokaźnym ciążowym brzuchem, który mocno ogranicza moją aktywność więc automatycznie też sprzyja całodniowym, "zimowym" przemyśleniom, nakręcaniu się na rzeczy nie do końca fajne. 
Podsumowując, zima i drugi trymestr to słaby duet, bardzo skutecznie pogrąża w przesileniu.


Jakże ogólnym optymizmem wieje z tego wstępu... No, ale cóż- to miejsce to nie tylko sielanka, to także zbiór moich rozkmin. 

Ostatnie 48 godzin spędziłam z moim synem w domu. Wagaruje od przedszkola, bo gil zrobił się nazbyt uciążliwy niż zwykle. Złapałam siebie samą przez te dwie doby na wielu niefajnych rzeczach. 
Krzyś w grudniu kończy 30 miesięcy. Od kiedy skończył 20, część dnia spędzał w placówce. Najpierw to były godziny adaptacyjne, potem ja wróciłam do pracy i tak we wrześniu wylądował na dobre w przedszkolu. Absolutnie nie żałuję tych decyzji. Widzę codziennie, że były słuszne, zresztą już nie raz rozpisywałam się o plusach tej sytuacji. Niestety dla mnie, te parę godzin Krzysia w przedszkolu to ucieczka od tego co chciałam prezentować zawsze jako rodzic. 
Najpierw zachłysnęłam się czasem wolnym, później było już ciężko pogodzić pracę, dom, dziecko, męża, itd. Teraz noszę bliźniaki pod sercem i naprawdę czuję już, że to dwójka. A gdzie w tym wszystkim Krzyś? Szczerze? Dawno nie spędzałam tak intensywnie czasu sam na sam z moim synem i jest mi za to wstyd. Co z tego, że odbieram go już o 15, skoro od tej 15 do 18 zerkam co chwila na zegar czy to może już pora kolacji? Bajka w TV? Pewnie! Skoro jedna co jakiś czas mu nie zaszkodziła, to dlaczego nie skorzystać z niej codziennie? Jedna dziennie "nie robi nic złego", to może dwie? 
No, a słodycze? "No dobra, wszyscy jedzą tą nieszczęsną czekoladę, to może Krzyś też? Cały dzień się z Nim nie widziałam, to mu to wynagrodzę tym cukierkiem, nie zostaje w p-kolu na podwieczorku to niech się chociaż nacieszy nim w domu, niech zje tego batonika..." 


I pewnego dnia, nagle orientuję się, że mam w domu naładowanego złośnika, który nie chce już niczym się bawić, nie chce układać puzzli, ani klocków, bo chce oglądać całe popołudnie, kanał z bajkami. Chłopiec, który cieszył się jak głupi z suszonej żurawiny, dziś żąda lizaka... i kiedy go nie dostaje, ze złością w oczach, celuje swoją małą rączką w moją twarz...

Pewnie, można tłumaczyć, że taki wiek, sraty taty... Ale ewidentnie widzę w jego zachowaniu Nasze błędy i mimo tego, że strasznie mi z nimi źle to cieszę się ogromnie, że zdałam sobie z nich sprawę. 

To całe przedszkole, przyspieszone usamodzielnienie się, mój powrót do pracy, kolejna ciąża, co raz mniej czasu na wszystko... to całe ogromnie szybkie tempo na co dzień, spowodowało, że przestałam skupiać się tak bardzo na Krzysiu, a uwagę poświęcałam całkiem błahym sprawom. Nie liczyły się już dla mnie tak bardzo kolejne godziny spędzone z Nim przy książkach, z tyłu głowy miałam tylko "tą zawaloną naczyniami kuchnię, niepowieszone jeszcze pranie, a przecież jeszcze kolacja, potem kąpiel, kolejne i kolejne zadania", a potem zostawało mi tylko paść na kanapę z poczuciem, że i tak nie zrobiłam dzisiaj nic istotnego. Poczucie tak zwanej beznadziejności, bo wszystko robiłam automatycznie, żeby tylko kolejne zadania były odfajkowane. 

Wczoraj Krzyś zaskoczył mnie chyba ze sto razy, tym jakie już potrafi składać logiczne i zrozumiałe zdania. Tym, że tak umiejętnie akcentuje, że zadaje pytanie. Przypomniał mi ile potrafi zjeść. Przypomniał mi jak fajnie jest się położyć razem na poobiednią drzemkę. Uświadomił mi po raz kolejny jak fajnie można spędzać popołudnia. Nie tylko na "odwalaniu" kolejnej roboty...

Zagubiłam się gdzieś, nie wiadomo w sumie dlaczego. 

A przecież przed Nami taki trudny czas. Jestem przekonana, że najcięższy będzie on dla Krzysia. To, że ja dam radę, biorę prawie za pewnik, Maciej też będzie musiał. A Krzyś? Krzyś nic nie rozumie jeszcze z tego wszystkiego, nie chcę, żeby po raz kolejny, wir domowych spraw przyćmił Nam to co jest najważniejsze. 

Z reguły mamy boją się czy będą potrafiły te "nowe" dzieci pokochać tak bardzo jak pierworodnych. Ja najbardziej boję się tego, że Krzyś będzie gdzieś na uboczu, że przez te małe istotki zagubimy się jako rodzice i nie damy z siebie wystarczająco dużo. Boję się, że nie zauważę czegoś istotnego i, że Nasz syn może mieć to Nam za złe. Że będzie czuł, że musi rywalizować ze swoim rodzeństwem o Naszą uwagę.
Rozumiem zazdrość między braćmi i siostrami, ale boję się, że taka zwykła zazdrość może, przez Nasze błędy zmienić się w coś groźniejszego.
Nie chcę przerzucać opieki nad Krzysiem na innych, wystarczy przecież to, że jakieś 8 godzin będzie spędzał w placówce. Więc pozostały czas chcę mu poświecić "osobiście", ale co będzie jeśli po prostu w gąszczu nowych zadań, pieluch, karmień, itd, nie będę miała tego czasu wystarczająco dużo? 


Te dwa dni dały mi bardzo wiele, spojrzałam na siebie krytyczny okiem i wiem, że muszę jeszcze dużo nad sobą pracować. Nie chodzi mi tu teraz o jakieś biczowanie siebie i rodziców, którzy nie mają czasu. Towarzyszy mi po prostu poczucie, że jako rodzice uczymy się przez całe nasze rodzicielstwo. I nigdy nie możemy powiedzieć, że w tym momencie wiemy już wszystko o byciu rodzicem. 
Najważniejsze jednak jest to, żebyśmy potrafili przed samym sobą i przed Naszymi dziećmi przyznać się do tych pomyłek, porażek i przeprosić za nie.










Pozdrawiam,
Natalia :)

1 komentarz:

  1. To najbardziej mnie martwiło...jak starszak zniesie rozstanie i jak to będzie jak dojdą siostry.I wiesz co,wszystko super się ułożyło.Siostry przyniosły wiele dobrego...choć nie ukrywam,bajek jest więcej -bo trzeba by była cisza gdy usypiają itp.Głowa do góry!:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz, każdy niezmiernie mnie cieszy :).