Nieistotne jest jednak to, że go tłumaczę- istotne jest to, że tracę cierpliwość. Nie mam już sił walczyć z nim codziennie o najdrobniejszą czynność. Nie mam sił szarpać się z nim przy pieluszce, bluzce, szczoteczce do zębów, butach, śniadaniu, na placu, u dziadków, po drodze do żłoba, po drodze do domu, na schodach, na ulicy... Nie mam sił. Tracę moją niegdyś anielską cierpliwość. Wynika to pewnie z wyczerpania materiału, z niespełnionych oczekiwań, ale przecież to nie jego wina...
Wiem, że siłą nic nie zyskam, że krzykiem też nic nie zdziałam, że jedyne sensowne rozwiązanie to mówić, mówić, spokojnie mówić i jeszcze raz mówić... Ale kiedy nas dorosłych wiecznie goni czas, każda minuta jest na wagę złota, to tracisz chęć do przemawiania...
Już raz straciłam cierpliwość i ostatkiem sił powstrzymałam się przed najgorszym. I wystraszyłam się samej siebie- co zmęczenie może zrobić z moimi wcześniejszymi założeniami i zasadami. Nie chcę być rodzicem, który do dziecka dociera krzykiem. Nie chcę wzbudzać szacunku przez strach. A przecież to dopiero dwa lata...
Ewidentnie dziecko mi rośnie, ze spokojnego, wręcz nieśmiałego chłopca zrobił się stawiający zawsze na swoim, zbuntowany nicpoń. Od opiekunek też dowiaduję co rusz o nowych, nie do końca pożądanych zachowaniach. Wiem, że to naturalne, ale...
No właśnie. Wiecznie mam w głowie myśl, że to tylko taki etap, że to minie, że Nasz spokój zaprocentuje w przyszłości, ale czasami wieczorem, kiedy leżę już w łóżku i analizuję poszczególne sytuacje czuję strach, że tak już zostanie. Że zrobię coś źle, pójdziemy w złym kierunku i moje dziecko będzie zbuntowane już zawsze...
Pozdrawiam,
Natalia
Wszystko będzie dobrze :) Naprawdę to minie!! To takie "przeciąganie liny", ale to na pewno już wiesz ;) Ciężka praca którą teraz wkładacie zaowocuje w przyszłości większą ilością relaksu dla Was. Najważniejsza jest konsekwencja - u nas, w chwilach "kryzysowych" (rzut na ziemię, ryk i kwik + inne atrakcje) sprawdzają się też krótkie, wypowiadane opanowanym tonem, docierające komunikaty w stylu: "proszę wstań", albo "trudno Zosiu, nie wolno tu wchodzić". Pomimo wszystko dziecko czuje się bezpieczne kiedy rodzic panuje nad sytuacją i je prowadzi w pierwszych latach życia. Jestem pewna, że ten czas, choć strasznie trudny, u Maluszków jest objawem zdrowego rozwoju i trzeba też to przyjąć. Niech Bóg błogosławi!!! <3
OdpowiedzUsuńI jeszcze czasem warto dodać dlaczego dziecko nie może czegoś robić ;)
UsuńDziękuję za słowa otuchy :) Tak, wiem, że idziemy w dobrym kierunku,ale w kryzysowych momentach tracę nadzieję, że za jakiś czas będzie lepiej... :/
Usuń