wtorek, 2 czerwca 2015

Kryzys, którego nazwa "2 lata"!

   Jeszcze niby dwadzieścia dni do tej "magicznej" daty, a my już bardzo, aż za bardzo, odczuwamy, że mamy dwulatka w domu. Słuchane w przeszłości mity o buncie jakoś do mnie nie przemawiały, jak zwykle miałam własną teorię na nie do końca fajne zachowanie dziecka- cudzego dziecka... Moje oczywiście jest bez winy... "Przecież ma dwa lata, ma prawo się tak zachowywać". 


Nieistotne jest jednak to, że go tłumaczę- istotne jest to, że tracę cierpliwość. Nie mam już sił walczyć z nim codziennie o najdrobniejszą czynność. Nie mam sił szarpać się z nim przy pieluszce, bluzce, szczoteczce do zębów, butach, śniadaniu, na placu, u dziadków, po drodze do żłoba, po drodze do domu, na schodach, na ulicy... Nie mam sił. Tracę moją niegdyś anielską cierpliwość. Wynika to pewnie z wyczerpania materiału, z niespełnionych oczekiwań, ale przecież  to nie jego wina...

Wiem, że siłą nic nie zyskam, że krzykiem też nic nie zdziałam, że jedyne sensowne rozwiązanie to mówić, mówić, spokojnie mówić i jeszcze raz mówić... Ale kiedy nas dorosłych wiecznie goni czas, każda minuta jest na wagę złota, to tracisz chęć do przemawiania... 

Już raz straciłam cierpliwość i ostatkiem sił powstrzymałam się przed najgorszym. I wystraszyłam się samej siebie- co zmęczenie może zrobić z moimi wcześniejszymi założeniami i zasadami. Nie chcę być rodzicem, który do dziecka dociera krzykiem. Nie chcę wzbudzać szacunku przez strach. A przecież to dopiero dwa lata... 

Ewidentnie dziecko mi rośnie, ze spokojnego, wręcz nieśmiałego chłopca zrobił się stawiający zawsze na swoim, zbuntowany nicpoń. Od opiekunek też dowiaduję co rusz o nowych, nie do końca pożądanych zachowaniach. Wiem, że to naturalne, ale... 

No właśnie. Wiecznie mam w głowie myśl, że to tylko taki etap, że to minie, że Nasz spokój zaprocentuje w przyszłości, ale czasami wieczorem, kiedy leżę już w łóżku i analizuję poszczególne sytuacje czuję strach, że tak już zostanie. Że zrobię coś źle, pójdziemy w złym kierunku i moje dziecko będzie zbuntowane już zawsze... 




Pozdrawiam, 
Natalia

3 komentarze:

  1. Wszystko będzie dobrze :) Naprawdę to minie!! To takie "przeciąganie liny", ale to na pewno już wiesz ;) Ciężka praca którą teraz wkładacie zaowocuje w przyszłości większą ilością relaksu dla Was. Najważniejsza jest konsekwencja - u nas, w chwilach "kryzysowych" (rzut na ziemię, ryk i kwik + inne atrakcje) sprawdzają się też krótkie, wypowiadane opanowanym tonem, docierające komunikaty w stylu: "proszę wstań", albo "trudno Zosiu, nie wolno tu wchodzić". Pomimo wszystko dziecko czuje się bezpieczne kiedy rodzic panuje nad sytuacją i je prowadzi w pierwszych latach życia. Jestem pewna, że ten czas, choć strasznie trudny, u Maluszków jest objawem zdrowego rozwoju i trzeba też to przyjąć. Niech Bóg błogosławi!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze czasem warto dodać dlaczego dziecko nie może czegoś robić ;)

      Usuń
    2. Dziękuję za słowa otuchy :) Tak, wiem, że idziemy w dobrym kierunku,ale w kryzysowych momentach tracę nadzieję, że za jakiś czas będzie lepiej... :/

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz, każdy niezmiernie mnie cieszy :).