Na wstępie napiszę Wam (co poniektórzy wiedzą, ale pewnie nie wszyscy), że mam lekkiego hopla na punkcie żywienia Krzysia. Lekkiego, bo czasami pozwalam na "małe grzeszki" i w gościach nie zabraniam mu np. zjedzenia ciasta. Aczkolwiek w domu cukier ograniczam do minimum, żywność przetworzoną również. I staram się, aby jego dieta była urozmaicona. Ale nigdy, ale to przenigdy nie zmuszałam go do jedzenia, nie przekonywałam kolejną łyżeczką, nie czekałam aż zje wszystko co ma na talerzu jeśli ewidentnie jedzeniem już nie był zainteresowany. Uważam, że dziecko wie czy jest głodne czy już najedzone i nigdy nie miałam żadnego ciśnienia z Krzysia jedzeniem związanego. Wychodziłam z założenia, że póki w domu jest jedzenie to dziecko z głodu nie umrze, a z moim mlekiem i tak dostanie wszystko co najważniejsze dla prawidłowego funkcjonowania organizmu.
No i idąc dalej, kiedy przejrzałam menu w żłobku, nie do końca mnie ono zachwycało, aczkolwiek stwierdziłam, że nie mogę kontrolować wszystkiego i danonek raz na jakiś czas nie zabije mojego syna.
Generalnie wiedziałam, że z jedzeniem w placówce to Krzyś raczej problemu nie będzie miał i nie zaprzątałam sobie tym głowy.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy odbieraliśmy Krzysia, a opiekunka pierwszą informacją jaką mnie "zarzuciła" to to, że "Krzyś bardzo ładnie zjadł zupkę, nawet zaglądał jeszcze w ten pusty talerz i drugie danie też super! No rewelacja po prostu!".
Nie powiedziała mi czy płakał, czy uczestniczył w zabawach, czy czuł się zagubiony, czy wręcz odwrotnie. Najważniejsze wydawało się to "czy zjadł"?
Owszem, ucieszyłam się, że nie miał problemu z jedzeniem, ale gdyby nie zjadł tego obiadu to też bym nie ubolewała wielce...
Lecz po trzech dniach wszystko stało się dla mnie jasne. Każdy rodzic, czy to dziecka żłobkowego czy to starszego już przedszkolaka, odbierając swoje dziecko, pierwsze pytanie jakie zadawał brzmiało: "ładnie zjadł/a"? Nikt nie pytał się o płacz, o sen, o cokolwiek. Wszyscy pytali o JEDZENIE!
No ludzie! Czy świat kręci się wokół jedzenia? Ja wszystko rozumiem, też lubię jeść. Też cieszę się, kiedy Krzyśkowi coś smakuje, ale bez przesady!
Tyle mówi się o otyłości wśród dzieci, o dalszych zdrowotnych konsekwencjach tej otyłości. O ilości cukru, którą dzieci codziennie pochłaniają. Wydawałoby się, że w dobie internetu świadomość ludzi dorosłych, matek, ojców jest wystarczająca, żeby wiedzieć, że nie wolno wpychać dziecku kolejnych kęsów, tylko po to, żeby mieć poczucie, że zjadło wystarczająco dużo. Dziecko to po prostu taki mały człowiek, który też odczuwa głód lub sytość i doprawdy, jeśli będziemy mu dawać dobry przykład w kwestii żywienia, ono krzywdy sobie nie zrobi.
Każdy z nas ma dzień, że pochłonął by każdą ilość jedzenia, a ma też dzień, kiedy apetytu nie ma wcale. I owszem, nie twierdzę tutaj, że kiedy nasze dziecko nie chce jeść przez kilka dni nic, to że nie powinniśmy interweniować, ale nie można opierać szczęścia naszego dziecka na jedzeniu. I wydaje mi się, że to właśnie takie nadmierne skupianie się na posiłkach, takie wymuszanie na dziecku kolejnych łyżeczek, porcji, tworzy niezdrową atmosferę i otoczkę wokół jedzenia, a od tego do poważnych problemów żywieniowych już nie daleka droga...
No, to wyrzuciłam z siebie co chciałam :). A czy Wasze spostrzeżenia w tej materii są podobne czy wręcz przeciwnie??? :)
Pozdrawiam,
Natalia :)
To rzeczywiście najczęściej zadawane pytanie przez rodziców. Nawet raz do mnie jedna mama dzwoniła wieczorem, żeby spytać, czy dziecko ładnie zjadło obiad :P
OdpowiedzUsuńDla mnie to, czy Jagoda zjadła, czy nie i ile również jest bardzo istotne, więc w ten sam sposób tłumaczę sobie pytania rodziców i nie widzę w nich nic dziwnego. Pierwsze, że jeśli dziecko nie jadło albo jadło niechętnie, może to być zapowiedziom jakiś problemów. Drugie, że jeśli dziecko nie jadło albo jadło mało to dostanie później w domu większą porcję albo coś bardziej sycącego. Trzecie, rodzice mają niejadków i każdy ich kęs jest na wagę złota. Czwarte, wyżywienie kosztuje, więc rodzice po prostu interesują się, czy dziecko je, czy wyrzucają pieniądze w błoto.
;)
Ja miałam i mam kompletny luz jeśli chodzi o Krzysia jedzenie, dlatego dziwi mnie ten "nacisk" rodziców w tej kwestii. A jeśli chodzi o niejadków, to ja mam swoją teorię na ten temat, ale to już temat na inny post... Sama byłam niejadkiem jako dziecko, a teraz jem dosłownie wszystko, w każdych ilościach ;). A czwarty argument- najlepszy ;)
Usuńmamy podobne podejście odnośnie żywienia naszej Ątusi. słodycze i serki je, w sposób kontrolowany, bo my też jemy. chcemy ją nauczyć, że wszystko jest dla ludzi, z umiarem. jeśli idzie o jedzenie, to ona ma fazy. czasami wciąga jak odkurzacz, czasami skubnie jak ptaszek. nas to nie stresuje, bo jeszcze nie słyszałam aby ktokolwiek umarł z głodu, ale jak pojedzie do Babisi, to sobie Babcia włosy z głowy rwie. próbujemy Mamusi Męża wytłumaczyć, daremnie.
OdpowiedzUsuńĄtusia do żłobka nie chodzi, to w temacie się nie wypowiem, ale generalnie panuje jakieś przekonanie, że dzieci muszą jeść tyle co rodzice myślą że zjeść powinny.
Oj taaak, babcie faktycznie są przewrażliwione jeśli chodzi o jedzenie wnuków ;). Kiedyś panowało przekonanie, że jak dziecko dużo je i ma apetyt to jest zdrowe i nie myślało się o konsekwencjach takie obżarstwa. A teraz mamy otyłość, cukrzyce, i inne choroby, które właśnie m.in. z tego obżarstwa wynikają...
UsuńA mnie jedzenie synowskie akurat stresuje, choć wczoraj neuropsychiatra uświadomiła nam, że z tego co mówmy to on ładnie je i nie ma się czym martwić. Stefano obecnie nie chodzi do żłobka (zawiesiliśmy uczęszczanie na miesiące zimowe), gdy chodził praktycznie nic tam nie jadł. Dla mnie informacja ta była cenna (zaraz po tym czy płakał) bo pozwalała mi uregulować się z obiadem...lub ''małymi grzeszkami''.
OdpowiedzUsuńAle najpierw było najistotniejsze czy płakał, tak? :) No właśnie, a ja widziałam mamę, która dostała zapłakane dziecko na ręce i pierwsze jej pytanie dotyczyło posiłków... Ja jako dziecko byłam niejadkiem i pamiętam, że jak coś mi nie smakowało to nie było siły, żebym to zjadła,a teraz jem wszystko :). Także skoro lekarz Was uspokoił to nie ma się chyba czym martwić :) A ile ma synek?
Usuńja dzieci jeszcze nie mam, ale myśle, że to zdrowe podejście. Nie wiemy tak naprawdę kiedy ten mały człowiek odczuwa że jest już najedzony więc wiszenie nad nim i namawianie na kolejne kęsy jest bezcelowe.
OdpowiedzUsuńPewnie, jak się naje to już nie będzie chciał jeść i tyle :) My, dorośli przecież tak samo robimy :)
Usuńja dzieci jeszcze nie mam, ale myśle, że to zdrowe podejście. Nie wiemy tak naprawdę kiedy ten mały człowiek odczuwa że jest już najedzony więc wiszenie nad nim i namawianie na kolejne kęsy jest bezcelowe.
OdpowiedzUsuńJedzenie jest ważne, ale nie znoszę jak ktoś wszystko jemu podporządkowuje. Kult jedzenia postrzegam jako coś płytkiego. Nie cierpię też jak ktoś musi spróbować wszystkiego niczym dzikusek:)
OdpowiedzUsuńDużo zdrówka:)
Na szczęście zdrowie już wróciło :) A jeśli chodzi o jedzenie, to ja akurat bardzo lubię jeść i celebrować posiłki oraz gotować, ale bardzo nie lubię zmuszania dzieci do kolejnych kęsów.
UsuńJa też uważam, że dziecko sobie nie da krzywdy zrobić. Dzisiaj Starszak miał fazę jamochłona i zjadłby wszystko co mu się pod nos podstawiło :) W przeciwieństwie do wczoajszego dnia. Równowaga musi być :)
OdpowiedzUsuńA co jedzenia w żłobku i "ekscytowanie się" tym tematem jest jak najbardziej normalne :) Tym bardziej, że dzieci często reagują na nowe stresowe sytuacje właśnie brakiem apetytu. I np. jeśli rano rodzice nie robią im śniadania, a później nie jedzą nic do momentu odebrania ich ze żłobka to już jest masakra... Jak dziecko ma się dobrze rozwijać jak w tym momencie dnia powinno być już po 3 posiłkach? Myślę, że właśnie dlatego rodzice i przedszkolanki przywiązują do tego taką wagę.
My pytaliśmy się o jedzenie Starszaka przez pierwszy miesiąc jego żłobkowania. Później juz tak się nie spinaliśmy, bo widzimy, ze dziecko nam na wadze nie traci ani spektakularnie nie przybiera. Także zakładamy, że wszystko jest ok :)
No, ale jeśli dziecko nie zje od rana żadnego posiłku, to jeśli będzie głodne,to chyba nam to zakomunikuje. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ja uważam, że nie należy na dzieciach wymuszać jedzenie w określonych porach, ani określonych porcji. Nie zje teraz? To zje przy kolejnym posiłku. :)
UsuńMnie również interesowało czy Krzyś zjadł np obiad w żłobku, ale ważniejsze było dla mnie jak się tam odnalazł, itd. :)
Niestety w Polsce jeszcze panuje przekonanie, że jak dziecko dużo zje to znaczy, że jest zdrowe ;) A potem walczymy z otyłością, cukrzycą, miażdżycą.. Temat rzeka :)
wydaje mi się, że dzieci często bywają niejadkami i stąd zainteresowanie kwestią jedzenia. Taką mam nadzieję :p chociaż uważam, że ważniejsze jest oczywiście to jak dziecko się czuło w danym dniu.
OdpowiedzUsuńNo właśnie- te nieszczęsne "niejadki". Moim zdaniem, to rodzice tworzą z dzieci niejadków, ale to ciężki temat ;).
UsuńTeż do końca nie rozumiem o co z tym chodzi. My co prawda nie żłobkowi, ale ile razy zostawiam Kluski z babcią, to po powrocie jestem dokładnie informowana na temat tego, co który zjadł. Bo to najważniejsze.
OdpowiedzUsuńA jak słyszę, że mamy narzekają, że ich dzieci takie niejadki, takie nieszczęście, on nic nie je. Tylko pół talerza zupki zjadł... to daję mu chociaż danonka/ciastko/batona/ (wstaw odpowiednie), bo to przynajmniej je. Nakarmić dziecko cukrem, a potem dziwić, się, że nie jest głodne.
Dziwne to wszystko czasami mam wrażenie, że ludzie przy dzieciach przestają logicznie myśleć.
Pozdrawiam
:) Faktycznie, czasami logiczne myślenie nie idzie w parze ;) A danonek "zamiast" obiadu to hit, który najbardziej lubię... :)
UsuńDla mnie kwestia jedzenia czy niejedzenia mojej córki jest bardzo ważna.Mam małego hopla na tym punkcie,. Musi być zjedzone i już.My jeszcze nie przedszkolni, ale też będę się pytała czy zjadła,bo nie bym zwariowała jakby Wiki przez kilka godzin w przedszkolu była głodna.
OdpowiedzUsuńPewnie, ja też chcę wiedzieć czy Krzyś zjadł, ale najważniejsze dla mnie to nie jest. I jeśli nie chce jeść to znaczy, że nie jest głodny i wtedy czekam do kolejnego posiłku. Pozdrawiam!
Usuń