środa, 11 lutego 2015

No i jak tam z tym żłobkiem?

   Dzisiejszy post miał na blogu wylądować wczoraj, ale zabrakło mi sił i zanim zaczęłam przelewać myśli na "papier" byłam już w łóżku. I dzisiaj cieszę się, że jednak nie pokusiłam się na zarwanie nocy, bo dziś moje odczucia są zupełnie inne niż wczoraj, a zależy mi na tym, aby być z Wami szczerą...


Czyli co? A to, że dzisiejszy poranek przeżyłam strasznie i obawiam się, że tak szybko się nie pozbieram. Chyba, że Krzyś nagle zmieni swoje zachowanie, w co szczerze wątpię.

Od tego tygodnia Krzysiu zostaje w żłobku już całe 6 godzin i zostaje tam na drzemkę. Kiedy go odbieramy biegnie do nas z otwartymi ramionami, cieszy się jak nigdy, że nas widzi. Po powrocie koniecznie i to natychmiast musimy odbyć sesję mleczną, trwającą dosyć długo. A przecież odzwyczaiłam się już od takiego "intensywnego" kp. Lecz nie przeszkadza mi to absolutnie. Mogę przez te parę chwil nadrobić te godziny, w których nie widziałam synka. 
Po południu jest wesoły, wygłupia się, zauważyłam już nawet rzeczy, których nie robił zanim zaczął chodzić do żłobka. Wieczorem zasypia w 3 minuty, wyczerpany po całym dniu. Ja za to mam okropne poczucie, że za mało czasu spędziłam dziś z moim dzieckiem. To 6 godzin bez niego dla mnie i dla niego beze mnie to ogromna zmiana, którą przechodzę ciężko.

Lecz najgorsze są poranki. Każda mama wie ile trwa "wyszykowanie" dziecka do wyjścia. Ubieranie, poranna toaleta, śniadanie. W międzyczasie milion pomysłów na zabawę... Więc kiedy w końcu się wyszykujemy, musimy wychodzić. Droga "do" nie jest łatwa, kiedy Krzyś orientuje się dokąd idziemy zaczyna protestować... Chwile trwa zanim namówię go, żeby iść dalej. Na razie udaje mi się go jednak namówić. W szatni już jest smutna minka, a kiedy wchodzimy na salę żal, płacz i krzyk. A ja wychodzę i podsłuchuję pod drzwiami czy już się uspokoił. I faktycznie- uspokaja się w przeciągu 3 minut, ale moment, kiedy muszę go zostawić takiego rozgoryczonego to koszmar.

Całe półtora roku robiłam wszystko (z lepszym, a czasami gorszym skutkiem), żeby mój syn nie płakał, a teraz w najtrudniejszym dla niego momencie muszę udawać, że jestem nieczuła na jego płacz... 



Jest mi z tym bardzo źle, mam wyrzuty sumienia, 100 innych rozwiązań przychodzi mi do głowy lecz wiem, że tylko to jest rozsądne. Pytanie tylko czy dobre dla całej naszej trójki...







Pozdrawiam,
Natalia

2 komentarze:

  1. Moment rozstania zawsze jest najtrudniejszy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj i dziś już bez płaczu, więc jest nadzieja! :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz, każdy niezmiernie mnie cieszy :).