środa, 28 stycznia 2015

Rozmyślam. Stanowczo za dużo.

   Chłopaki już śpią. Śmieję się w duchu, że uśpiłam obydwóch... Padli jak kawki. Młodszy oczywiście potrzebował więcej czasu, ale jak to mówią- "lepiej późno niż wcale" ;). 

Czas, kiedy siedzisz samotnie na kanapie, w jednej ręce masz gorącą herbatę, a w drugiej super książkę, oprócz tego, że charakteryzuje się tym, że przyswajasz treść ów książki, to ma również jeden skutek uboczny. A przynajmniej u mnie tak to wygląda. Czas, kiedy "ich" nie ma jest czasem moich głębokich przemyśleń. Czasem snucia wielkich planów na przyszłość. Tą odległą, ale też tą "już, za chwilę". Aż mam nie raz ochotę obudzić M. i opowiedzieć mu już, natychmiast, co znów genialnego wymyśliłam...
A gdy tak snuję te plany, już nie mogę się ich doczekać. Cały czas na coś czekam. Niecierpliwie odliczam dni, miesiące, do upragnionego terminu, a przecież najważniejsze jest tu i teraz. 
Taki to banał, ale nie wiemy co  wydarzy się jutro? Nie wiemy jak potoczą się nasze losy w ciągu najbliższego roku? Owszem, można wierzyć w to, że plan się ziści, ale tak ciągle czekając możemy przeoczyć coś bardzo istotnego...

Czekałam na ślub, czekałam na poród, czekałam na pierwszą przespaną noc (nie doczekałam się ;)), czekałam na wakacje, czekałam na okres ;), czekałam na odpowiedź z pracy, teraz czekam na pierwszy dzień Krzysia w żłobku, później będę czekać na mój pierwszy dzień w pracy... itd.

A co z dziś? Co z teraz? Teraz nie ma? 

A właśnie, że jest! 

Jest pobudka chlaśnięciem małą rączką w matczyną głowę... Jest wspólne śniadanie, na które Krzyś po raz trzeci już w tym tygodniu wymusza jogurt. Rzuca się na ziemię, próbuje ugryźć ze złości lodówkę, a potem zalewa się łzami. 
Jest wspólna zabawa, albo "od święta" samodzielna, ku mojej ogromnej radości. I to dziś Krzyś pokazał mi, że na obrazku w książce jest ciasto i nazwał je "siasto". A potem pokazywał na faceta krojącego chleb i na pytanie "Co Pan robi?" odpowiedział "Am" :). 

To dzisiaj próbował zadzwonić do babci z ładowarki od mojego laptopa^^. 

I to teraz słodko sobie śpi, standardowo na moim miejscu, obok tatusia i to teraz mogę sobie w końcu usiąść i poczytać.

Więc na co tak czekam?




   Mamy środę, a po środzie jak wiemy jest czwartek. Od czwartku do kolejnego poniedziałku już tylko 3 dni. A wspomniany poniedziałek wielkim dniem jest, bo Krzyś pierwszy raz spędzi czas w  żłobku. Na początku w mojej asyście oczywiście. Potem sam, 2-3 godzinki i stopniowo będę te godzinki wydłużać do 6. Cieszę się, że udało Nam się tak ułożyć dzień, że 6 godzin wystarczy. Aczkolwiek wiem, że niektórzy niestety nie mają takiej możliwości i muszą skorzystać z pakietu np. 10 godzin...

Żłobek, który wybraliśmy jest placówką prywatną. I jak każde rozwiązanie ma to swoje plusy jak i minusy. Aczkolwiek o minusach na razie nie rozmyślam, póki co poczekam na rozwój sytuacji. Mam nadzieję, że trafiliśmy na kompetentne osoby.

Żłobek w końcu musiał wejść w grę, ponieważ kończy mi się umowa w pracy, a żeby mi ją przedłużono muszę do tej pracy wrócić. Nie wylewam hektolitrów łez z tego powodu. Nie ukrywam też, że nie jest to mój wymarzony scenariusz, ale biorę życie jakie jest i postaram sobie z tą nową sytuacją poradzić jak najlepiej potrafię. Na pierwszym miejscu jest dobro Krzysia, więc jego zachowanie będę obserwować z wielką uwagą i mam nadzieję, że nie zauważę nic niepokojącego.

Boję się trochę jak on się odnajdzie w tej nowej sytuacji. Czy będzie miał problem ze spaniem w żłobku? Czy będzie dużo chorował? (Daj Boże, żeby kp dało nam tarczę ochronną! ;)). Czy odnajdzie się w tak dużej grupie dzieci i jak długo będzie to odnajdywanie się trwało? Czy będzie sobie odbijał brak mamy w domu, nie do końca fajnym zachowaniem... Ech... No, takie myśli zaprzątają moją głowę w ostatnim czasie i póki ten luty nie nadejdzie podejrzewam, że będzie co raz gorzej z moim rozmyślaniem...


Chaotyczny wpis, bo za dużo jest w tym momencie w naszym życiu niewiadomych. Więc czekam (wbrew wcześniejszemu postanowieniu ;)) na rozwój sytuacji. Wierzę, że decyzje, które podejmujemy będą miały jedynie pozytywny wydźwięk. A Krzyś przetrwa trudny dla niego czas najdzielniej jak potrafi :)

               
                                Zdjęcie: Jeszcze tylko 5 dni... Chyba mam jakiś kryzys...



Pozdrawiam,
Natalia :)

4 komentarze:

  1. Ostatnio tak z tatą rozmawialiśmy, że życie składa się z czekania. I to czekanie jest powodem, żeby przetrwać te, często ciężkie, zwykłe i pełne rutyny dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, oczekiwani na coś często ratuję Nas od wpadnięcia w depresje, spowodowaną rutyną dnia ;).

      Usuń
  2. Słodziak,a w żłobku na pewno sobie poradzi. Dzieci w przeciwieństwie do nas szybciej wchodzą w nowe miejsce :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Jutro zresztą się przekonam :)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz, każdy niezmiernie mnie cieszy :).