Mój mąż bardzo dużo pracuje, wiadomo- czasy są takie, że każdy grosz się przydaje. Pracuje na zmiany i albo wstaje bardzo wcześnie, albo wraca bardzo późno. Dodatkowo czasami pracuje w soboty i zostaje po godzinach. Jedyny dzień, w którym mam pewność, że będziemy mieć się "dla siebie" to niedziela.
I w taką niedziele zazwyczaj mamy milion misji do wypełnienia. A to jakieś urodziny, a to imieniny, lub inna uroczystość. Zakupy, spotkania, itp. I kiedy przychodzi w końcu taki dzień w którym nie musimy nic, staram się jak najwięcej z niego czerpać.
Nie męczy mnie tak bardzo pobudka o 6.00, kiedy to jakaś mała stópka ląduje na mojej twarzy. Cieszę się wspólnym śniadaniem, celebruję je ile mogę. Nawet twarożek w uszach Krzyśka mi wtedy nie przeszkadza. Możemy tak siedzieć godzinami i podrzucać synkowi piłkę i śmiać się razem z nim w głos. Iść na wspólny spacer i 10 metrów pokonywać w 30 minut, bo każdy kamyk, każde źdźbło trawy jest warte uwagi. Obserwujemy na placu jak tarza się w piachu. Jak zaczepia inne dzieciaki. Tulimy to małe ciałko, kiedy potknie się i zedrze kolanko.
Możemy w taki dzień pojechać do dziadków, rozstawić basen. Krzysiek je kilogramy babcinego placka, a my cieszymy się chwilą wytchnienia.
Kładziemy się spać później niż zwykle i wstajemy też później.
I tak by mógł wyglądać każdy dzień, tylko czy wtedy tak bardzo doceniałabym te dni?
I tak żyjemy od weekendu do weekendu, a reszta tygodnia ucieka mi gdzieś przez palce, jakby jej w ogóle nie było...
Czy Wy też tak czekacie na weekend? Też celebrujecie wtedy wspólne chwile?
Pozdrawiam,
Natalia :)
Mam podobne odczucia. Z tą różnicą, że mąż często w niedziele ma służby. Ponadto bardzo często wyjeżdża na kilkutygodniowe szkolenia. Ale też zawsze czekam na weekend z utęsknieniem. I też celebrujemy każdą chwilę razem. W tą niedzielę mieliśmy wojnę na wodę w ogrodzie (właśnie próbuje spłodzić jakiś mądry tekst przy tej okazji, ale chyba wrzucę jedynie fotki ;-) ), a resztę planów pokrzyżowała nam burza. Jak się okazało nic nie robienie też może być super. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNas całe szczęście burza ominęła, ale już odliczam dni do następnego weekendu :)
UsuńMy też żyjemy od weekendu do weekendu. Niedziela - jedyny dzień, kiedy mąż jest w domu..
OdpowiedzUsuńCzyli podzielasz mój los :). Ale sama przyznasz, że człowiek czeka na tą niedzielę jak na nic innego :).
Usuń