piątek, 19 czerwca 2015

Skrót

   Znad komputera śmieje się do mnie miska z praniem, a z panującego nieładu w kuchni można by dowiedzieć się co jedliśmy na ostatnie cztery posiłki i wcale nie trzeba mieć do tego umiejętności Sherlocka Holmsa... Ale nie! Nie ogarnę tego teraz! Zostanę tu i napiszę w końcu co u Nas! I nic i nikt nie oderwie mnie od stęsknionej już klawiatury...


Odkryciem nie jest i wszyscy już dawno wiedzą, że czasu nie mam na nic, że tylko mijam się z M., a Krzysia widzę średnio 3-4 godz. dziennie. I pewnie niektórzy powiedzą mi: "No i co z tego? Nie Ty jedna!". A ja wiem, wszystko wiem, wiem, że nie ja jedna. Ale nadal zastanawiam się jak można tak funkcjonować na dłuższą metę? Praca w systemie 2-zmianowym, na dodatek również w weekendy to nie jest dobre rozwiązanie dla mam. Obojętnie czy ma się żłobek, pomoc męża, babci, teściowej czy kogokolwiek. Tak nie powinno wyglądać "normalne" życie. I jeśli to jest etap przejściowy można przecierpieć, zacisnąć zęby i wmawiać sobie, że "w końcu mu to wynagrodzę". Ale, kiedy widzę kobiety, które pracują już tak 2, 5, 10(!) lat to już sama nie wiem czego one oczekują od życia... Tyle, że ja nie o tym chciałam, bo cudze wybory to cudze wybory i nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, więc nie będzie... Popłynęłam znowu... ;)

Dziś rano policzyłam, że Krzyś do żłobka chodzi 5 miesiąc, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że pierwsze 2 były najgorsze, zarówno ze względu na stan psychiczny jak i fizyczny. I jego i mój. Pierwsza jelitówka, pierwsze przeziębienie, temperatura, ale i trzymanie się kurczowo mojej nogi, zawracanie z drogi do żłobka, płacz w szatni. Owszem- minęło, ale niestety ja będę o tym pamiętać...

Teraz za to mamy na tapecie bunt pod każdym względem, wszystko jest źle, nie tak jak On chce. Krzyś zawsze chce inaczej, zawsze sam, i to co On chce teraz, ma być teraz i już!!! I wszystko oczywiście wypowiadane jest GŁOŚNO I WYRAŹNIE, co by matka i ojciec dobrze zrozumieli! No i oczywiście już od 5 rano jest to wypowiadane, bo jakżeby inaczej...
Czuję się nie raz naprawdę sterroryzowana we własnym domu przez własne dziecko i usilnie tylko trzymam się myśli, że "przecież to miiinie..." :) 
Co prawda nie wiem jeszcze w co się przekształci, kiedy minie, ale teraz najistotniejsze jest to, że minie...

Kiedy miałam noworodka, niemowlaka w domu myślałam sobie: "ale jest super! chyba nie może być lepiej". Teraz wiem, że może być lepiej, a prawdziwa, taka "ludzka" interakcja rodzica z dzieckiem zaczyna się właśnie w mniej więcej tym czasie jaki jest teraz u Nas. Możemy już pogadać, uzyskamy konkretną odpowiedź, nie musimy zgadywać "co autor miał na myśli?", widzimy już wyraźnie, że mamy do czynienia z małą kopią nas samych. Nie ma chyba nic bardziej wzruszającego jak świadomość, że z Twojego życia powstało kolejne...

Czyli w skrócie jest mega trudno, ale i też mega fajnie! Jest krzyk, pisk i płacz, ale też śmiech, odkrywanie nowych umiejętności, słów. 

Widzę po Nas, tzn po mnie i po Macieju, że w naszej świadomości już nie funkcjonujemy jako "2+1", a jako po prostu "3". Krzyś musi być już traktowany na równi z Nami, w innym przypadku da Nam wyraźnie do zrozumienia, że nie jest zadowolony. 
No i cieszy mnie to niezmiernie, że im starszy tym bardziej dąży do bycia z tatą. Nie tylko z mamą. 


A matka całkiem dobrze funkcjonuje w swojej nowej rzeczywistości, która wcale taka nowa już nie jest. Mamy stały rytm tygodnia i jakoś z dnia na dzień Nam to się udaje ogarnąć. Podzieliliśmy domowe obowiązki po równo. I owszem- po równo jesteśmy zmęczeni, ale każdą wspólną chwilę, taką naszą we trójkę, doceniamy o milion razy bardziej niż kiedyś. I udaje mi się nawet czasami machnąć ręką na porządki na rzecz wspólnego wypadu na spacer ;) 
Jednym słowem dobrze mi na głowę zrobiła ta praca...



















Pozdrawiam,
Natalia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i komentarz, każdy niezmiernie mnie cieszy :).