Krzyś znów buntuje się przed wejściem do żłobka, ja rozmyślam skąd ta zmiana, jednocześnie mając nadzieję, że to jednak etap przejściowy.
Najbardziej chyba jednak przygnębia mnie inna sprawa. Wszystko stoi w miejscu, mimo moich planów, marzeń i najgorętszych próśb tam do góry... Wiem, że to nie wyścigi, że na wszystko przyjdzie czas, ale ciągłe zastanawianie się "czy to już" dobija mnie i nie pozwala cieszyć się niczym. Chociażby tym, że znów zaczęłam dokładać się do budżetu domowego, co znacząco poprawi naszą sytuację. Pomału nawet rozważam zakończenie procederu kp na rzecz kolejnej ciąży i choć wiem, że mogłabym karmić nawet z drugim dzidziusiem w brzuchu to to czekanie już mnie bardzo zniechęca. Niestety. Organizm mój jest jaki jest i bardzo odbija się na nim kp więc mimo tego, że nie chciałam takiego obrotu spraw będę w końcu musiała podjąć konkretne działania...
Więc tak jak zazwyczaj biło stąd optymizmem i raczej optymistycznym podejściem do nawet największych problemów, tak od lutego czuję, że podążam po równi pochyłej i nie wiem, kiedy się odbiję...
Na osłodę trochę obrazków z wielkanocnego czasu... :)
Pozdrawiam,
Natalia :)
Po deszczu - słońce, po zimie - wiosna... przyjdzie czas na odbicie się! Dużo siły Ci życzę i wracaj do żródła optymizmu :D
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz na zdjeciu w czerwonym sweterku i tym z Krzysiem. Stół smakowicie się prezentuje. Cieplutkie i radosne buziaczki! Trzymam kciuki za duże plany :D
Dziękuję! :*
Usuń:)
OdpowiedzUsuń